< > wszystkie blogi

Byłam w psychiatryku #1

18 lipca 2017
Długo żyłam, byle żyć. Dziś nie mogę powiedzieć, że coś się zmieniło. Jesienią miną trzy lata, odkąd jestem nieszczęśliwa. Tak prawdziwie. Z przerwą, kiedy potrafiłam znów się podnieść i pokochać. Niestety, moje czyny, których żałuję po dziś dzień, po raz drugi zaprowadziły mnie na skraj bezsilności i ogromnego cierpienia.
Końcówka roku 2014 była dla mnie bardzo smutna. Po nieco ponad pół roku, w drugiej połowie 2015 spotkało mnie coś zadziwiającego i pięknego. Coś, w co nie potrafiłam uwierzyć i nie potrafiłam tego przyjąć. Dzisiaj tak uważam. Że za szybko, że za bardzo chciałam, że zachłysnęłam się tym tak, że nie pomyślałam, że w tej relacji jest też drugi człowiek. Z jednej strony poczułam, że to "mój Anioł Stróż", a z drugiej zapomniałam już jak to jest ufać i uwierzyć, więc trzymałam go na dystans. Byłam zagubiona i skrzywdziłam osobę, którą po dziś dzień uważam za miłość mojego życia. Skrzywdziłam też siebie, dlatego wciąż cierpię. A od ostatecznego rozstania minęło właśnie pięć miesięcy. Blisko trzy miesiące - od połowy lutego do początku maja były ogromnie bolesne. W końcu tak zrezygnowana, tak długo namawiana przez rodziców udałam się do psychiatry. Skończyło się to skierowaniem do Oddziału Psychiatrycznego. Mogę podać dokładny czas, kiedy tam przebywałam. Trafiłam tam we wtorek rano, 9 maja. Wyszłam 23 czerwca, w piątek. Na Oddziale Zamkniętym byłam równo tydzień czasu, następnie przeniesiono mnie na Otwarty. Nie pojechałam do Szpitala karetką. Zawieźli mnie rodzice, zgodziłam się na pobyt dobrowolnie. Byłam wtedy bardzo osłabiona, prawie nie jadłam i nie piłam kilka dni. Czułam "zastanie w nogach", poruszałam się z trudnością, bo od owych trzech miesięcy leżałam w łóżku, w ogóle nie wychodząc dalej niż do łazienki. Oglądałam telewizję, większość dnia spałam, z pracy zrezygnowałam i miałam wszystko gdzieś. Chociaż nie, nie wszystko. Myślałam o nim. Wciąż. Robiłam głupoty. Nie potrafiłam sobie darować, odciąć się. Byłam głupia, ale nie uważam, że dziś jestem mądrzejsza. Ale o tym w innym wpisie. Wracając do przybycia do Szpitala. Izba Przyjęć to było coś tak odrealnionego, "Co ja tu robię? Co się teraz stanie?" Kilka procedur (zabrano mi ostre przedmioty i wszystkie paski- od szlafroka, od torebki, słuchawki; podpisanie kilku papierów, w tym zgody na pobyt) i trafiłam do swojej sali. Sala numer 5. Oddział Zamknięty. Misz-masz kobiet w różnym wieku, z różnymi chorobami. Jak się później okazało trafiłam na naprawdę spokojną salę. Z pewnością zabrzmi to bardzo dziwnie, ale już od pierwszego dnia poczułam, że dobrze się stało. Czułam się tam "bezpieczniej". Uwierzyłam, że jeszcze wszystko może się ułożyć.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi