No i jak tu lubić rodaków?
Narzekalnia, to se narzeknę. Pojechałem ci ja dzisiaj na cmentarz. Stanąłem na parkingu cmentarnym, poleciałem po kwiaty do zasadzenia... no i mnie o parę złotych przy zakupie poniosło, poszła w zasadzie cała (niewielka) gotówka, w szczególności niepotrzebnie wydałem grubsze monety. W drodze na grób mnie olśniło - a jak ja zapłacę, żeby wyjechać? Liczę - spoko, 4 złote na pierwszą godzinę mam, kwiaty do bagażnika, podjechać na stację do bankomatu, rozmienić, wrócić, będzie git.
I tu mały zonk - kasa parkingowa przyjmuje od 50gr w górę, a ja tak mam tylko 1,50, reszta to 10-20gr. Cóż, dobra, idziemy do obsługi parkingu... "Nie, u mnie się nie da zapłacić, musi Pan w kasie. Nie, nie wymienię na grubsze, ja mam tylko piątki do rozmieniania banknotów". Dobra, idziemy do kwiaciarzy/zniczarzy - wielu ich nie było, bo to niedzielne popołudnie, niedziela niehandlowa, w sumie sami właściciele.
Obszedłem wszystkich. Połowa była przynajmniej chamsko szczera - nie, panie, ja takiej drobnicy nie chcę, idź pan gdzie indziej. Inni po prostu twierdzili, że nie mają jak wymienić, nie mają monet. Taa, po całym dniu handlu, 2,50 monetami powyżej 50gr w kasie nie masz - jedzie mi tu czołg?. Tłumaczę, że nie mam jak z parkingu wyjechać - nie, idź pan w ch. Zaczepiłem paru klientów, itp. - gdzie tam, nikt nie ma monet. Taa, pewnie. Chyba łatwiej byłoby mi wyżebrać, niż wymienić. W końcu godzina się skończyła, już nie warto szukać - 5 zł w gotówce nie miałem, nawet jakby ktoś mi wymienił, nie wyjechałbym.
Cóż, na stację do bankomatu trzeba było dylać pieszo. Godzina w plecy, bo 2,50 zł wymienić z drobnicy to dla kilkudziesięciu(!) osób taki wielki problem.
Skąd się w nas wzięła taka nieżyczliwość? Ręce opadają. Mnie by było wręcz wstyd odmówić w takiej sytuacji, to sprzeczne z moim Najwyższym Przykazaniem (które brzmi "nie bądź ch...m").
Narzekalnia, to se narzeknę. Pojechałem ci ja dzisiaj na cmentarz. Stanąłem na parkingu cmentarnym, poleciałem po kwiaty do zasadzenia... no i mnie o parę złotych przy zakupie poniosło, poszła w zasadzie cała (niewielka) gotówka, w szczególności niepotrzebnie wydałem grubsze monety. W drodze na grób mnie olśniło - a jak ja zapłacę, żeby wyjechać? Liczę - spoko, 4 złote na pierwszą godzinę mam, kwiaty do bagażnika, podjechać na stację do bankomatu, rozmienić, wrócić, będzie git.
I tu mały zonk - kasa parkingowa przyjmuje od 50gr w górę, a ja tak mam tylko 1,50, reszta to 10-20gr. Cóż, dobra, idziemy do obsługi parkingu... "Nie, u mnie się nie da zapłacić, musi Pan w kasie. Nie, nie wymienię na grubsze, ja mam tylko piątki do rozmieniania banknotów". Dobra, idziemy do kwiaciarzy/zniczarzy - wielu ich nie było, bo to niedzielne popołudnie, niedziela niehandlowa, w sumie sami właściciele.
Obszedłem wszystkich. Połowa była przynajmniej chamsko szczera - nie, panie, ja takiej drobnicy nie chcę, idź pan gdzie indziej. Inni po prostu twierdzili, że nie mają jak wymienić, nie mają monet. Taa, po całym dniu handlu, 2,50 monetami powyżej 50gr w kasie nie masz - jedzie mi tu czołg?. Tłumaczę, że nie mam jak z parkingu wyjechać - nie, idź pan w ch. Zaczepiłem paru klientów, itp. - gdzie tam, nikt nie ma monet. Taa, pewnie. Chyba łatwiej byłoby mi wyżebrać, niż wymienić. W końcu godzina się skończyła, już nie warto szukać - 5 zł w gotówce nie miałem, nawet jakby ktoś mi wymienił, nie wyjechałbym.
Cóż, na stację do bankomatu trzeba było dylać pieszo. Godzina w plecy, bo 2,50 zł wymienić z drobnicy to dla kilkudziesięciu(!) osób taki wielki problem.
Skąd się w nas wzięła taka nieżyczliwość? Ręce opadają. Mnie by było wręcz wstyd odmówić w takiej sytuacji, to sprzeczne z moim Najwyższym Przykazaniem (które brzmi "nie bądź ch...m").