7 sierpnia 2004 w mieście Kraków odbył się pierwszy tak poważnie niepoważny zlot zorganizowany w całości przez samych bojowników. Okazało się, że zabawa była równie przednia jak na zlocie oficjalnym, a tańcom, hulankom, swawolom nie było końca.
Sierpniowy weekend zmolestował mnie fizycznie, ale psychicznie odpocząłem jak nigdy. Zastanawiacie się kto lub co mnie tak zmęczyło i odświeżyło jednocześnie?
Odpowiedź jest tylko jedna - magia JoeMonstera, a tu w specjalnym wydaniu, czyli nielegalnym zlocie w Krakowie. A dlaczego nielegalny - bo wyszedł całkiem duży, a wcale nie był oficjalny, więc szefostwo może się zdenerwować, że ich tam nie było (poza "Szczelcem, ale on się nie liczy" - o tym jednak w dalszej części programu).
Ja się przyznam, że na śmierć zapomniałem o zlocie, dobrze że Misha był tak miły i przypomniał mi o tym, a nie zostawił mi już możliwości odwrotu po tym jak kupił mi bilet.
Ruszyliśmy więc we dwójke z Warszawy limuzyną podstawioną nam przez PKP o 7:10 (aż się dziwię że wstałem). Do Krakowa trasa minęłą szybko i naszym oczom ukazał się... zburzony dworzec
7 sierpnia 2004 w mieście Kraków odbył się pierwszy tak poważnie niepoważny zlot zorganizowany w całości przez samych bojowników. Okazało się, że zabawa była równie przednia jak na zlocie oficjalnym, a tańcom, hulankom, swawolom nie było końca.
Sierpniowy weekend zmolestował mnie fizycznie, ale psychicznie odpocząłem jak nigdy. Zastanawiacie się kto lub co mnie tak zmęczyło i odświeżyło jednocześnie?
Odpowiedź jest tylko jedna - magia JoeMonstera, a tu w specjalnym wydaniu, czyli nielegalnym zlocie w Krakowie. A dlaczego nielegalny - bo wyszedł całkiem duży, a wcale nie był oficjalny, więc szefostwo może się zdenerwować, że ich tam nie było (poza "Szczelcem, ale on się nie liczy" - o tym jednak w dalszej części programu).
Ja się przyznam, że na śmierć zapomniałem o zlocie, dobrze że Misha był tak miły i przypomniał mi o tym, a nie zostawił mi już możliwości odwrotu po tym jak kupił mi bilet.
Ruszyliśmy więc we dwójke z Warszawy limuzyną podstawioną nam przez PKP o 7:10 (aż się dziwię że wstałem). Do Krakowa trasa minęłą szybko i naszym oczom ukazał się... zburzony dworzec
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą