Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Stork: Zemsta jest słodka II

22 483  
9   32  
Klikaj - nie cykaj!Kontynujemy kurs dla samotnych mścicieli! Po lekcjach u Storka lepiej niech nikt ci nie podpada... ;)

Wyjechałem w wakacje, w góry, ze znajomymi, którzy uwielbiają bieganie (nie chodzenie) po górach - czyli dziennie minimum 30 km. Kumpel dojechał po 3 - 4 dniach. Bazę wypadową mieliśmy w schronisku w którym były tzw. szpitalne łóżka. Korzystając z tego, że kumpel nie miał zaprawy i odpadł pod koniec trasy wróciłem wcześniej do schroniska. Czas ten spożytkowałem na zabawę ze śrubokrętem...

Kumpel gdy wrócił ledwo żywy, powiedział: "Pier**** te widoki, kładę się na łóżko, nie piję i dopiero jutro wstaję..." i wykonał rzut na łóżko... łóżko potraktowane wcześniej przeze mnie śrubokrętem nie wytrzymało obciążenia kumpla i kumpel wylądował na podłodze... reakcja kumpla: "Pie*****, nie wstaję... ale przynieś wódki".

Rano, gdy skacowany myłem zęby, nieszczególnie smakowała mi pasta do zębów i jakoś mało się pieniła, ale, że człowiek skacowany to się takimi pierdołami nie przejmuje... dopiero po śniadaniu uświadomiony zostałem, że w nocy pracowicie przecisnął maść na obrzęki do tubki od pasty do zębów...

Stwierdziliśmy, że warto by przenocować w lesie w namiotach, w końcu bratamy się z naturą... pożyczyliśmy od tamtejszych znajomych 4 namioty i w plener... Dbając o prywatność wszystkich uczestników rozstawiliśmy namioty w odległości ok. 20-30 metrów. W mojej główce uknuł się plan... wiedząc, że jest możliwość spotkania z bądź co bądź dzikimi zwierzętami w tych rejonach (ale boją się strasznie człowieka i tylko głodne nie reagują na zapach człowieka).

Jak zwykle do wieczora piliśmy wodę rozmowną no i skończyło się na tym, że kumpel poległ (dziwnym trafem trafiały mu się dużo większe porcje wódki) i poszedł spać do namiotu... Nad namiotem kumpla zrobiłem małą spiżarnie, powiesiłem połowę zapasów licząc, iż znęci jakieś zwierze (chęć zemsty najbardziej zaspokoiłby nieduży miś), także w namiocie kumpla powiesiłem nad nim szyneczkę wyjętą z puszki...oczywiście nie zapomniałem o mrówkach i drogę do śpiwora kumpla wyznaczyłem im dżemem truskawkowym, sam słoik włożyłem pod rękę kumpla (myślałem o posmarowaniu twarzy, przynajmniej ucha, ale stwierdziłem, że nie jestem tak okrutny).

Poszedłem spać i licząc na atrakcje ustawiłem budzik na 4,30 . Gdy wstałem moim oczom ukazał się następujący widok, kumpel śpiący, zawinięty w jakieś bluzy 10 metrów od namiotu, koło namiotu lis który próbuje rozszarpać reklamówkę by dostać się do żarcia... Na drzewie dwie kuny próbujące się dostać do żarcia, a w namiocie totalne mrowisko. Do tej pory nie widziałem mrówek dwukolorowych. Kumpel przez dwa dni miał dziwny nawyk drapania się po całym ciele...

Zemsta kumpla była nie mniej okrutna... Podstępnie zostałem namówiony do wypalenia z towarzystwem skręta... Było to moje pierwsze w życiu takie doświadczenie no i uhahany i uhihany gładko poszedłem spać...
Obudziłem się rano przywiązany do drzewa. Zanim w mym serdecznym przyjacielu zmiękło serce, zdążyłem zaprzyjaźnić się z wiewiórką, która polubiła moje ucho...

We wcześniejszych akcjach ominąłem porwanie żółwia.
Było to tak - Rodzice kumpla wyjechali, siostra kumpla (nie mieszkała już z nim) też wyjeżdżała i zostawiła mu do opieki żółwice wabiącą się Tusia... Nie był to najlepszy pomysł biorąc pod uwagę, iż non-stop korzystaliśmy z wolnej chaty i balowaliśmy u kumpla.

Na dzień przed przyjazdem siostry kumpel idzie do pokoju gdzie stało terrarium z Tusią i widzi zamiast żółwia zdjęcie żółwia z dzisiejszą gazetą i takiej oto treści list: "Mamy Twego żółwia. Nie wzywaj Policji, ani rodziców. Żółw wróci do Ciebie jutro jeśli zostawisz w tym miejscu (narysowana mapka i krzyżyk) skrzynkę browaru (wtedy piłem Żywca). Jeśli wezwiesz Rodziców wyda się jak opiekowałeś się Tuśką."
Kumpel był z deka spłukany więc wpadł więc do mnie pożyczyć kaskę na kratę browarku. Tuśka wróciła cała i zdrowa, a my zadowoleni z życia popijaliśmy zimnego Żywczyka u mnie...

Kumpel chwalił się w wieku 20 lat, że ma jeszcze mlecznego zęba, co uważaliśmy za coś niezbyt prawdopodobnego i z deka nas jego przechwałki denerwowały... Trzeba więc trafu, że kiedyś z kumplem poszedłem do dentysty, bo go ząb tak napi.... bolał, że nawet pić nie mógł. Ledwo też co mówił... Weszliśmy do poczekalni, kumpel sobie usiadł, a ja jako, że kumpel miał problemy z otwieraniem szczęki poszedłem do recepcjonistki załatwić przyjęcie natychmiastowe... Babka była ugodowa i chętna do współpracy toteż stwierdziłem, że można sytuację wykorzystać. Poprosiłem w imieniu kolegi o usunięcie nie tylko zęba powodującego ból, ale i o tego mleczaka.

Gdy zobaczyłem PANIĄ dentystkę, aż mnie samego zęby zabolały i wyrzuty sumienia mnie dopadły... a dobiły mnie gdy usłyszałem jęk kolegi i tekst pani Sadystki: "No taki duży chłopczyk, a boi się takich małych szczypiec... proszę otworzyć buzię"... Moje sumienie i ból kumpla zagłuszyliśmy w Pubie.

Wyjechaliśmy z kumplem na jachty na Mazurach, 3 dziewczyny, My i jeszcze jeden kumpel. Jak zwykle wynajęliśmy Janmora i hajda w trasę. W połowie rejsu z kumplem (drugim) opracowałem mały acz bardzo wredny dowcip. Rano przy śniadanku na kacyka dorzuciliśmy kumplowi (pierwszemu) dodatkowo środek "silnie przeczyszczający" w dawce końskiej, do tego specjalnie zepsuliśmy WC, oraz zamelinowaliśmy paliwo, (zostały same opary) i jachcik nasz sobie powoli w tempie ślimaka anemika bo pogoda była bezwietrzna. Na środku jeziora, tabletki zaczęły działać.

Powoli, ale nieubłaganie u kumpla rodziła się przemożna chęć załatwienia pilnej potrzeby nr 2. Widok skręcającego się kumpla, i kombinującego na wszystkie możliwe sposoby jak tu by wcześniej dobić do brzegu wywołał sadystyczny uśmiech na mej twarzy...Me serce, jednak jest pełne litości, wydobyłem zachomikowane paliwo, odpaliliśmy silnik i pełną parą ruszyliśmy do brzegu (nie było tak litościwe by naprawiać kibel). Gdy byliśmy jeszcze jakieś 300 metrów od brzegu, kumpel już nie mógł wytrzymać - rozebrał się i skoczył do wody.... przez dwa dni miał ksywkę Śmierdziel... 

Mój wredny dowcip spotkał się z nie mniej wredną odpowiedzią - do bluzy którą zwykłem zostawiać na koi wrzucił mi jakieś paskudne ziele które spowodowało wysypkę (na twarzy i na plecach) i drapanie się przez dwa dni... no i zero sexika do końca wyjazdu... bo zasugerował pannom, że to pewna choroba...  

Z takich małych dowcipów:

Kumpel pracowicie wydłubał 4 dziurki nad koją w której spałem, i pech chciał że kilkukrotnie w nocy padał deszcz - dziurki przepuszczały wodę która kapała mi co jakiś czas na głowę, nie przepuszczały jej w jakiś strasznych ilościach, ale na tyle żeby mi utrudnić spanie, takie kap prosto w głowę co jakieś dwie minuty...zmiana ułożenia się niestety nic nie dawała - bo kumpel był przewidujący i wydrapał po dwie z każdej strony... Dopiero po odpowiedniej dawce procentów kapanie przestało mi przeszkadzać...

Mieliśmy mały ponton, który często ciągnęliśmy za sobą na linie gdy dziewczyny naszła chęć na opalanie. Po którejś z imprez kumpel stwierdził, że prześpi się tam, bo w środku ani na pokładzie nie może - a byliśmy jakieś 1,5 kilometra od miejsca planowanego postoju... Zazdroszcząc mu beztroskiego snu i przyjemności odciąłem linkę i kumpel został sam sobie sterem i okrętem.  Późniejszy widok gdy obudzony machał dłońmi próbując do nas dopłynąć był zaiste pocieszny. Ale jemu kac przeszedł, a nam nie...

W nagrodę za pomoc w uwolnieniu się od kaca - następnego dnia obudziłem się w zaszytym śpiworze - wyglądałem jak żółw - jedynie głowa mi wystawała. Spędziłem tak pół dnia, gdyż kumpel przezornie pochował wszystkie ostre narzędzia, a dopiero w połowie dnia, opatentowałem jak można wykorzystać do przerwania więzów drzwiczki od szafki.

Z kumplem wybraliśmy się na odnowienie zapasów, wzięliśmy dwa plecaki. Kumpel jako, że na rejsie był kapitanem, zadysponował:
- Bociek weźmiesz plecaki - kupisz co nam mądre dziouchy napisały, a ja pójdę po kratę piweczka i tam (wskazując na ławkę podsklepową, odpowiednio zacieniowaną) poczekam.

Myślę sobie czekaj Ty... ale się zgodziłem... Wróciwszy z zakupów wzięliśmy się za tachanie tobołów z powrotem na jacht. Kumpel stękał strasznie, że ma baaaardzo ciężki plecak, ale pokazałem mu, że mój jest też wypakowany po brzegi różnym żarciem, wtedy stwierdził tylko że on ma go i tak pewnie więcej i przestał marudzić. Ponownie zaczął na jachcie - gdy zobaczył, że w plecaku pod 3 paczkami chipsów miał 20 kilo kamieni...


Czy są chętni kursanci na następną lekcję? 


Oglądany: 22483x | Komentarzy: 32 | Okejek: 9 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało