Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych XIII

24 951  
6   33  
A jak tylko klikniesz, to...Dziś bijemy kolejne rekordy w ilości saletrzanej mieszanki, dowiemy się jak w domu wyprodukować kwas solny oraz jak szybko i skutecznie pozbawić się obiadu... Tak kochani, chcąc chronić naszą planetę musimy się poświęcać...

Uwaga standardowa: Wrażliwi niech nie czytają, a ci którzy są ciekawi świata niech nie powtarzają tego w domu...

Gdy miałem z 8 lat a mój brat 10, poszliśmy z bratem do piwnicy po ziemniaki, ogórki i coś tam jeszcze. Wszystkie rzeczy już nabraliśmy, ale przed wejściem do piwnicy, na korytarzu stał duży karton wielkości lodówki.W piwnicy znaleźliśmy paczkę zapałek, więc postanowiliśmy się zabawić. Zaczęliśmy na zmianę wrzucać do kartonu po zapalonej zapałce i patrzyliśmy jak fajnie gaśnie...

Gdy któraś z kolei zapałka nie zgasła i karton zaczął się fajczyć, szybko zamknęliśmy piwnicę i pobiegliśmy do domu.
Po kilku minutach przybiega sąsiad, że piwnica się pali. rodzice pobiegli gasić.
Po powrocie rodzice pytali się nas czy widzieliśmy, że się pali, a jak powiedzieliśmy, że TAK. Następnie zapytali dlaczego nie powiedzieliśmy - odpowiedzieliśmy, że się baliśmy. Myślę, że rodzice się domyślali, że to nasza sprawka, ale obyło się bez lania.
Efektem zabawy były spalone trzy drzwi do piwnicy (sąsiad swoje musiał wymienić). Mam nadzieję, że on tego nie czyta, jeśli się mylę, to przepraszam...

by Bodzio

* * * * * 

W chwilach wolnych dziadek zabierał mnie na spacerek do niezbyt oddalonego parku. Zwykle kończyło się tym, że ja byłam na drzewie, a dziadek czekał na mnie na dole. Któregoś razu nie zechciało mi się się zejść. Dziadek postanowił mi w tym dopomóc. Niestety widać albo ja tak wierzgałam, albo dziadek mną źle manewrował - koniec końców miałam rozdarte getry na tyłku. Poszłam tak do domu babci. Ale nie chcąc, aby wszystko skończyło się zwaleniem winy na mnie, od progu rzuciłam się do babci z płaczem, wrzaskiem i zgrzytaniem zębów:
- Baaaaaabciuuuuuuu....Dziadek mi spodnie podaaaaarł.....

by Promykowate

* * * * * 

Jako jeszcze mniejsze dziewczę miałam zapędy, aby bić się ze starszym o 2 lata braciszkiem… Z powodów dość oczywistych nigdy mi się to nie udawało… Więc pewnego pięknego dnia, po kolejnym nieudanym ataku na brata wyleciałam podwórko i usiadłam na samiuśkim środeczku zanosząc się od płaczu…Cała rodzina zaalarmowana wrzaskiem zleciała się i poczęła wypytywać o co idzie. Odpowiedź była treściwa:
- Bo Wojtek nie dał się poooooobić!!!!!

by Promykowate

* * * * * 

Mój dziadek praktykował smołowanie dachu smołą, a nie pacianie go jakąś smołopodobną mazią. Któregoś razu dziadek przygotował smołę i postawił ją w najdalszym kącie zagródki. Ja zajęta poznawaniem świata i okolic odkryłam wielka beczkę z "czymś". To "coś" należało zbadać możliwie jak najdokładniej. Więc zanurzyłam obie łapki w smole. Przerażona efektem doświadczenia oznajmiłam donośnym wrzaskiem światu, że coś poszło nie po mojej myśli i pognałam na poszukiwanie Mamy, by po drodze przebiec przez kuchnię i pokój oznaczając szlak szaleńczego biegu smolistymi plamami...

by Promykowate

* * * * * 

Gdy chodziłem jeszcze do podstawówki, tak mniej więcej 4-5 klasa bardzo często chodziłem bawić się do kumpla u którego rozbudowywali dom (mieszkamy w domkach jednorodzinnych). My, jako bardzo pomysłowi chłopcy znaleźliśmy na tej budowie coś takiego do wciągania różnych rzeczy na piętro (kołowrotek?). Oczywiście postanowiliśmy zrobić z tego użytek, dlatego też do liny przywiązaliśmy takie duże, metalowe wiadro po farbie, nakładliśmy do niego różnego gruzu i kamieni. Szybko nam się znudziło podciąganie i opuszczanie tego wiadra więc jak zwykle mnie coś podkusiło i zacząłem przebiegać pod tym wiadrem. Niestety, kumpel z braku sił nie utrzymał wiadra i z wysokości mniej więcej 3 metrów wiadro pełne gruzu spadło mi na głowę. Gdy odzyskałem przytomność właśnie nieśli mnie do samochodu w celu zawiezienia mnie na pogotowie. 7 szwów na czubku głowy. Do dziś nie wiem jakim cudem to przeżyłem i co mnie podkusiło, żeby włazić pod to wiadro. 

by Stag

* * * * * 

Jako dziecko (9 lat) byłem raczej spokojny , od czasu do czasu nachodziła mnie chęć działania pożytecznego co by być pochwalonym przez rodziców (niestety 2 lata później przestałem być jedynakiem i dziś już mam normalną psyche) . Pod wpływem bajki "Kapitan Planeta" w której chodziło mniej więcej o to aby utrzymać na świecie porządek , chcąc ochronić naszą kochaną atmosferę przed okrutnym freonem z lodówki , starałem się zawsze zamykać okno w kuchni . Pewnego dnia gramoląc się na krzesło z niemałym trudem lecz pełen radości zamknąłem okno , co zostało skwitowane głośnym okrzykiem rodzicielki "NIEE!". Nadal nie rozumiejąc, o co chodzi usłyszałem nagle głuche "łupp" które doleciało z dołu (blok , 3 piętro) . Każdy kto wtedy wychylił głowę przez okno miał okazje zobaczyć pognieciony garnek bigosu o średnicy 40 cm , który leżał 20 cm od zaparkowanego nieopodal samochodu .

by Xuzon

* * * * * 

W młodych latach mego życia jeździłem do babci która miała kuchnie kaflowa. Uwielbiałem na niej gotować, a to w kapslach, a to w wieczkach od słoików. Brało się kapsel dolewało wody i sól mydło, wszystko fajnie bulgotało ale zawsze miałem bure z powodu zaświnionej płyty.
Pewnego razu poszliśmy na spacer i znalazłem kilka ładnych dużych mokrych kasztanów. Wyjeżdżając od babci wrzuciłem je do kuchni. Efekt? Wielki huk, cały popiół w kuchni , babcia, prawie zawał. 

W latach 80-tych dostałem samochodziki, które ścigały się po torze. Był to rarytas, ale jako młody elektryk bawiłem się zasilaczem PIKO i dałem za duże napięcie. "pistolety" do kierowania prędkością zaczęły się grzać, wiec pierwsze co zrobiłem ( z moim zdolnym kolegą), to włożyłem je do wody: Bardzo się zdziwiłem, że woda się zagotowała, wiec jak się gotuje to super. Sprawdziłem i znalazłem większa cewkę i zaczęła się zabawa. Oczywiście pierwsze co, to wsypałem tam soli. Pięknie się gotowało, ale do czasu, po pewnym czasie przestało się gotować. Zły wylałem "wywar" za okno, na daszek nad klatka. Po tygodniu daszek zmienił kolor na różowy, później był zielony, żółty i brązowy a na koniec pojawiła się rdza. Okazało się, że zrobiłem kwas solny.

Ostatnia krotka historia dotyczy mojej zabawy z samolotami papierowymi.
Z filmów wiedziałem, że kiedy samolot bojowy czasami dostaje rakietą to w płomieniach spada w dół. Podobało mi się to, więc zrobiłem samolot z papieru podpaliłem i wywaliłem za okno. Samolot po łuku wleciał do sąsiada piętro niżej do domu i na dywanie dokończył żywot. Pilot się katapultował.

by Glogow

* * * * * 

Był to ostatni dzień przedszkola. Było ciepło więc przedszkolanka puściła nas na plac zabaw. Bawiliśmy się i w ogóle jak to dzieci. Mnie i takiemu jednemu mojemu przyjacielowi (zdaje się że był tam jeszcze taki jeden ale nie jestem pewien wiem że byliśmy w dwójkę i ktoś jeszcze) zabawy na drabinkach i zjeżdżalni więc postanowiliśmy zorganizować sobie jakąś szałową zabawę. W naszym przedszkolu nie można było robić samolocików z kartek, których przeznaczeniem była możliwość pomalowania sobie na nich. Postanowiliśmy podprowadzić kilka i zrobić z nich samoloty, które miały poszybować na ulicę. Znaleźliśmy miejsce w którym nie było wysokiego żywopłotu a zza ogrodzenia widać było drogę i targowisko po drugiej stronie jezdni. Gdy ktoś szedł rzucaliśmy mu samolocik przed głową lub pod nogi. Czasem rzucaliśmy na zmianę podbijając rekordy odległości. Kiedy skończyły się samolociki mój przyjaciel spytał się mnie "Czym będziemy teraz rzucać?". Ja po chwili powiedziałem dla żartów "Może kamieniem". Mój kolega nie wziął tego jako żart tylko nic nie mówiąc zniknął na chwilę i przyniósł tak wielki że ledwo mieścił się w garści przedszkolaka i rzucił ni z całej siły pech chciał, że właśnie jechał tą drogą samochód prowadzony przez ojca koleżanki z tego samego przedszkola (dodatkowo do tej koleżanki się oboje zalecaliśmy a jej ojciec jechał tą drogą specjalnie do przedszkola aby ja odebrać). Kamień uderzył mu prosto w przednia szybę. Jak łatwo się domyślić kierowca przyszedł do przedszkola po córkę i przy okazji wskazał nas palcem. W domu miałem "nieprzyjemną" rozmowę i jeszcze bardziej nieprzyjemne spotkanie z pasem ojca. Na szczęście z samochodem było wszystko OK.

by Pempek

* * * * * 

W 5 - 6 klasie podstawówki naszedł mnie okres zabawy mieszaniną saletry i cukru.
Była to połowa lat osiemdziesiątych. Z cukrem i saletrą nie miałem problemów. Ojciec prowadził cukiernię, a ojciec kolegi małą masarnię, więc z kolegą ciągle wymienialiśmy się tymi surowcami. Po kilku drobnych zabawach w stylu bączków z kapsli, czy wulkanów, postanowiłem zabawić się extra.
Była ku temu okazja. Rano wyjechali rodzice na cały dzień, zostaliśmy ze starszym bratem sami w domu. Od razu przystąpiłem do roboty. Na kuchennym stole, zacząłem mieszać na rozłożonym wielkim papierze mieszankę w ilości ok. 10 - 15 kg. Miałem tym napełnić kilkanaście pustych dezodorantów (do strzelania z moździerza własnej roboty). Bo zamieszaniu surowców, bez zastanowienia postanowiłem sprawdzić jakość palenia się saletry, poprzez podpalenie próbki odsuniętej na brzeg papieru. Próbka zapaliła się szybko, a reszta saletry jeszcze szybciej od palącego się papieru. Akcja rozwinęła się błyskawicznie. Saletra zaczęła bryzgać na wszystkie strony, niszcząc wszystko dookoła. W gryzącym dymie praktycznie nic nie widzieliśmy. W akcie desperacji pociągnąłem za resztkę papieru ściągając wulkan na podłogę, na dywan leżący na gołymleonie. Podłoga zaczęła się palić ogniem piekielnym. W końcu brat złapał za wielką miskę z jakimiś pomyjami stojącą w zlewie i przygasił ognisko. Resztę dogasiliśmy jakimiś szmatami. Po wstępnym wywietrzeniu mieszkania, ukazał się nam przerażający widok. W stole wypalone ogromne dziury, sufit i ściany szare w czarne kropki, dywan spalony, gołyleon też, deski pod gołymleonem nadpalone, wszędzie smród spalenizny. Pech chciał, że rodzicom zepsuł się samochód i to kilkanaście km od domu, więc po prowizorycznej naprawie postanowili wrócić do domu. Miałem taki wp**dol, że przez kilka dni miałem problemy z siedzeniem...

by Cortolio


Oglądany: 24951x | Komentarzy: 33 | Okejek: 6 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało