Sylwester za pasem i w tej części poradnika szeroko opiszemy czego raczej nie należy robić z petardami. Poza tym jak zawsze kilka ścinających krew w żyłach historyjek...
ANTONI
W zamierzchłych jeszcze czasach, czyli jako małolat jeździłem z bratem w czasie wakacji "do babci na wieś". Na wsi wiadomo - babcia, dziadek i jeszcze innej maści kuzynostwo. Oczywiście co jest sielanką dla nas mieszczuchów, dla rdzennych mieszkańców jest ciężkim kawałkiem chleba. Czyli 7 rano - wszyscy w pole. Natomiast my mieszczuchy - 5 i 7 lat zostajemy w chacie z chorym dziadkiem. Dziadek albo smaży sobie jajka na maśle, albo śpi. A my oczywiście hulaj dusza piekła nie ma - co raz to nowe zabawy. Szczytem była zabawa polegająca na wrzucaniu różnych gadżetów do studni przed chatą. Ja doniczkę no to brat w ramach rewanżu motyczkę, ja kubek , brat coś tam jeszcze. Na końcu poszły kapcie dziadka. Po jakimś czasie pod fajrant kochana babcia wróciła z pola. Zagląda do studni a tam kapcie dziadka pływają na powierzchni wody.
Ło Jezusie Nazareński Antoni do studni wpadł Chryste Panie pomocy ludzie kochani - rozeszło się po całej wsi. I tak oto omal babci nie uśmierciliśmy podczas gdy stary poczciwy dziadek Antoni spał sobie w najlepsze w swoim wyrku.
by Tatulo
* * * * *
FIZYKA DOŚWIADCZALNA
Zawsze lubiłem fizykę. Już od dziecka zastanawiałem się nad różnymi dziwnymi zjawiskami (dlaczego woda jest mokra, czemu człowiek skacząc z łóżka nie leci jak ptak itp.). Jednak największe starcie z fizyką zaliczyłem będąc w 1 klasie podstawówki. Otóż, nasze podwórkowe kółko fizyczne badało sprężystość pewnej dość grubej gałęzi. Strasznie mi się to spodobało, a że chciałem poczuć pęd powietrza we włosach, podszedłem bliżej. I nagle - z bańki! Istotnie, poczułem pęd powietrza - i przy okazji zaliczyłem starcie gałąź - szczęka - ziemia. Twardy byłem, zapłakałem dopiero po kilku sekundach. Straciłem przy tym kilka zębów (górnych, po lewej stronie), w tym stałą jedynkę. Na pamiątkę tego wydarzenia do dziś szpanuję i podrywam laski swoim sztucznym zębem. Jednak dyskomfort pewien pozostał...
...ale dostałem motorek z klocków LEGO!
by Anonimek
* * * * *
PETARDY, SZTUCZNE OGNIE, CZYLI SYLWESTER SIĘ ZBLIŻA!!!
Dawno temu, gdy miałem coś koło 6 lat poszedłem z tatusiem w sylwestra jak to zwyczaj każe fajerwerki wystrzelić. Zabawa była przednia do momentu, gdy nasze zapasy się skończyły i pozostało mi tylko patrzenie na to jak inni puszczają swoje fajerwerki. W pewnym momencie zobaczyłem rakietkę, która poleciała lotem poziomym i wbiła się w śnieg. Spodobała mi się ona i podbiegłem do niej po czym chwyciłem ją w łapkę i biegnę do taty pokazać jakie ma w przyszłym roku kupić. Nie wiedziałem czego ktoś krzyczał do mnie żebym tego nie ruszał i dlaczego jest ona jeszcze gorąca. W pewnym momencie petarda wystrzeliła, a ja upadłem lekko ogłuszony bo biegnąc trzymałem ją jak trofeum na wysokości głowy. Gdy się pozbierałem i wstałem, czułem jakieś dziwne uczucie w dłoni. Gdy popatrzyłem się na nią moim oczom ukazał się następujący obraz: środkowa część dłoni była w całości (na szczęście niczego mi nie pourywało, do dziś nie wiem jakim cudem), ale 3 palce prawie w całości były pokryte taką naroślą w kolorze krwisto czerwonym, która jak ją dotknąłem bolała. To był koniec sylwestra jak dla mnie resztę nocy spędziłem płacząc z bólu przykładając lód do rany, na szczęście obeszło się bez interwencji chirurga.
by AfgaNIII
* * * * *
Pewnego razu, jakiś rok temu, bardzo mnie wzięło na zabawę z petardami. Jako że petardy kupione w sklepie po pewnym czasie zaczęły mi się wydawać nudne, postanowiłem nieco je podrasować. Tak więc z kilku sztuk malutkich petard wysypałem materiał wybuchowy, dokładnie dzieląc go na 2 części (lont i materiał właściwy). Większą cześć wsypałem do probówki, dołożyłem mój niezwykle pomysłowy zapalnik elektryczny na bardzo krótkim kablu. Wszystko zakleiłem taśmą klejącą. Pierwsza próba została przeprowadzona w 2 litrowej butelce napełnionej wodą. Wszystko poszło dobrze, niewielki wybuch. postanowiłem więc (nieświadom tego co robię) zbudować podobną bombę nr 2. Tym jednak razem wsypałem cały "właściwy" proszek i zakleiłem dużo bardziej dokładnie. Żeby ułatwić sobie zadanie, eksperyment przeprowadziłem w miednicy stojącej w wannie (ok 10 L). Napełniłem ją wodą, wrzuciłem ładunek i odpaliłem. Niefortunnie, gdy kryłem się za wanną, delikatnie szarpnąłem za przewód od zapalnika i mój ładunek wylądował na powierzchni wody. Do dziś pewnych fragmentów szkła z probówki nie udało się wyciągnąć z paneli PCV ułożonych na suficie.
by Anonimek
* * * * *
Mając nie więcej jak 14 lat z kumplami na odpustach kupowaliśmy sobie petardy, no i zwykle wkładaliśmy je do szklanych butelek i one tak fajnie wybuchały. Jednak te petardy, tak zwane Piccolo lub Korsarze miały zbyt małą siłę wybuchu i nie zawsze rozsadzały butelkę. Dlatego pewnego razu do butelki wsadziłem nieco większą petardę, odpaliłem i oddaliłem się na bezpieczną odległość by obserwować wybuch. Nie doceniłem jednak siły petardy, która wybuchając zamieniła butelkę w małe odłamki szkła lecące we wszystkich kierunkach, jeden z nich trafił mnie w policzek i pozostawił po sobie ślad na parę tygodni.
by Broko
* * * * *
OGNISKO DOMOWE
W wieku no powiedzmy 10 lat zafascynowany byłem ogniem. Uwielbiałem przyglądać się zapałkom kurczącym się w płomieniach kuchenki gazowej, a i nie raz rozpalałem na biurku mini ogniska złożone z kilku zapałek. Któregoś razu przesadziłem z ilością zapałek i spanikowany rozmiarami płomieni zgarnąłem je do kosza który stał pod biurkiem. Otworzyłem także okno, żeby przewietrzyć pokój. W koszu jednak były jakieś papiery, a sam kosz wiklinowy, więc po chwili nie pozostało mi nic innego, jak tylko wynieść go czym prędzej na balkon. Liczyłem na to, że kosz spłonie i ostatecznie nikt się o niczym nie dowie. Nie zamknąłem jednak drzwi balkonowych i przeciąg wywiał na zewnątrz firanę, która się oczywiście zajęła...
by Anonimek
* * * * *
MORDERCZA HUŚTAWKA
Kiedyś to były huśtawki - deski przymocowane do metalowych prętów, połączonych na sztywno z łożyskami na górze huśtawki. Jak się dobrze rozbujało na takiej huśtawce, to aż dzwoniło kiedy pręty grzmociły o rurę na górze. Ale do rzeczy, lat mając chyba z 5, a było to w przedszkolu, byłem szybki jak nikt i nieuważny jak każde dziecko w tym wieku. Pewnego słonecznego dnia wybraliśmy się z moją grupą przedszkolną na plac zabaw. Bawiliśmy się w ganianego i uciekałem w te pędy, gdy wtem zrobiło się ciemno, jasno, a później czerwono. Do dziś, a było to ponad dwadzieścia lat temu, pamiętam: leciałem jak oparzony, a krew zalewała mi oczy. A stało się tak, bo podbiegłem pod rozbujaną na maska huśtawkę, a metalowy rant siedzenia wbił mi się w czoło. Z opowieści wiem, że narobiłem takiego krzyku, że wszyscy, łącznie z przedszkolanką myśleli, że umieram. Skończyło się na pogotowiu, ośmiu szwach i tym, że chowałem się pod łóżkiem, kiedy chcieli mi te szwy wyjąć, ale to już zupełnie inna opowieść...
by Akun
* * * * *
DOMEK NA DRZEWIE
Miałem może 8-9 lat, ferie zimowe, spędzałem je u brata ciotecznego, który mieszkał w domku jednorodzinnym. Niedaleko był mały lasek i często tam chodziliśmy w poszukiwaniu przygód. Dzień jak co dzień, łazimy po lasku i znaleźliśmy na jednym z drzew coś co przypominało przyszły domek a konkretnie podłogę z desek. Wysoko było jak cholera, a drzewo rosło dziwnie bo od ziemi wyrastały 3 grube pnie które się rozchodziły jak rogatka i między tymi pniami były wbite deski jako drabinka. Wchodziło się przez dziurę wyciętą w owej podłodze, nawet profesjonalnie zrobioną, bo z zamknięciem. Całość była pokryta jakąś starą wykładziną i tyle tego było. Ślisko na tym było niesamowicie, bo i wody pełno i liści. Postanowiliśmy sprzątnąć te liście i wodę za pomocą jakiejś miotły z gałęzi. Brat na dole a ja zamiatam z uwagą żeby się nie wywrócić. Zamiatam i tak się cofam, zamiatam, cofam i nagle tracę kontakt z podłogą, widzę niebo, pnie, drabinkę, po chwili ból i ciemność. Po odzyskaniu kontaktu ze światem okazało się że zamiatając cofałem się tak długo aż wpadłem do dziury którą się wchodzi, przeleciałem po wszystkich szczebelkach, zahaczając o wszelkie wystające dookoła gałęzie i na koniec spotkałem się z ziemią, padając na plecy. Nie wiem ile tam było metrów ale stanowczo za dużo. Nic sobie nie złamałem ale tylu siniaków, krwiaków i zadrapań ile podczas lotu sobie zrobiłem, to przez całe życie nie miałem.
by HELIX1024
* * * * *
LINOSKOCZEK
A druga historia prezentuje się tak, że w tym samym roku życia (mając 5 lat) chorowałam na wszystkie choroby typu: odra, ospa i świnka i właśnie z tą ostatnią miałam jedno fajne przeżycie. Moja mama, że jest bardzo opiekuńcza kazała mi nosić szaliczek cały czas, dzień w dzień, noc w noc. Najpierw było fajnie, ale przestało mi się to podobać. Zawsze lubiłam oglądać pokazy cyrkowe (to jest ważne!) i z zapałem patrzyłam na akrobatów itp., ale najbardziej ciekawiły mnie pokazy chodzenia po linie. Miałam też swego czasu magnetofon z dłuuuuuuugą anteną, co by lepiej radio odbierało. Wkurzona już porządnie tym "drapiącym" szaliczkiem postanowiłam spróbować swoich umiejętności w chodzeniu po linie. Przywiązałam jeden koniec szalika do anteny magnetofonu stojącego na biurku, a drugi do szafy. Zestresowana weszłam na szaliczek i jak nie rypnę tyłkiem na ziemię, a głową o kant biurka. Biurko zostało naruszone (czyt. ułamany kawałek owego kantu), 3 szwy na głowie, szalik żyje do dzisiaj, antena również, no i w końcu - przebyta świnka, bez większych kłopotów!!!
by Czarna_owca
* * * * *
STARY A GŁUPI
Kumpel mojego ojczulka - Jacek (chyba) - pracuje w jakiejś firmie zajmującej się sprzedażą i obsługą samochodów. Pewnego dnia facet siedzi sobie za biurkiem nad papierami kiedy przychodzi jakiś stały klient i chce żeby mu nowy lakier położyć. Kumpel ojca mówi gościowi, żeby znalazł sobie wolnego pracownika i powiedział mu że Jacek go przysłał i spokój. Kilka dni później przychodzi ten sam klient i zaczyna narzekać: że mu źle lakier położyli, że schodzi, że ten pracownik nie chce mu poprawić i "... panie, no co ja mam z nim zrobić?" Kumpel ojca był w tym czasie mocno zajęty, coś mu się poważnie nie zgadzało w papierach, więc nie myśląc wypalił: "A pierd**nij mu pan". Koleś poszedł, a za parę minut wpada jakiś inny pracownik i z tekstem: "Panie Jacku, jaka afera, przyszedł klient i tak Maćkowi pierd**nął, że tamten się nogami nakrył". Przez resztę dnia Jacek się chował po kątach, żeby mu się za to nie dostało.
by The_grim_reaper
Albo duch bojowy ginie w narodzie, albo zaspaliście, bo przyszło bardzo malutko historyjek. Pokażcie na co Was stać! Nie wierzę, że nie macie żadnych fajnych przeżyć, które nie mogłyby tu być, a Wy zostalibyście uwiecznieni w alei sław traumatyków maści wszelakiej. Ślijcie klikając w ten linek.
Czy brałeś udział w świątecznym konkursie? A czy wiesz, że dziś OSTATNI dzień nadsyłania zgłoszeń? Zatem pisz, bo jutro już konkursu nie będzie...
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą