Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych CXLIX

31 266  
121   5  
Kliknij i zobacz więcej!Jeśli szukasz tu czegoś z czego można się pośmiać zrywając boki - zawiedziesz się. Natomiast jeśli trafiłeś tu szukając ludzi, którzy niemalże trafili do księgi Darwina - zapraszam. Dzisiejszym bohaterom w komplecie udało się przeżyć, choć były i złamania i zranienia...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

TRUDNE POCZĄTKI

Miałem wtedy 8 lat i dopiero wprowadziłem się z rodzicami do nowego wieżowca. W piaskownicy spotkałem gościa, lat 7, który później miał być moim najlepszym kumplem. Nie zrobił na mnie jednak najlepszego wrażenia za pierwszym razem. Padły ostre słowa, a potem zaczął się wyścig zbrojeń:
- podniosłem bryłkę i rzuciłem w swołocz,
- on podniósł bryłkę i rzucił we mnie.
- Znalazłem kamień i rzuciłem w niego,
- on rzucił we mnie tym samym kamieniem.
- W piaskownicy były jakieś deski, uderzyłem go jedną,
- on wziął inna deskę i trafił mnie w głowę.
W jego desce był gwóźdź. Było pełno krwi, ale obeszło się bez szycia. Bliznę mam do dziś. Tak zaczynają się piękne, szorstkie męskie przyjaźnie.

by Fiol78

* * * * *

VAN

Gdy miałem około 7 lat, wybrałem się w zimie z kolegami na sanki. Poszliśmy na największą górkę na osiedlu. Z trzech stron była na tyle stroma, że się bałem zjeżdżać, i z jednej łagodna, w sam raz dla mnie. Niestety zjazd kończył się na mało ruchliwej uliczce. Tak więc siedliśmy z kolegą na moich sankach i ruszyliśmy. Ja oczywiście siedziałem z tyłu, a mój kumpel był ode mnie wyższy i ze dwa razy szerszy. Nagle kolega zeskoczył z sanek, a ja widziałem już tylko tył niebieskiego vana, pod którego po chwili wjechałem do pasa. Automatycznie zacząłem krzyczeć wniebogłosy. Skończyło się na podarciu spodni, rozcięciu uda i łydki, z których lała się krew i pokiereszowaniu rąk, którymi instynktownie zakryłem swój interes. A potem wiadomo szpital... Ciekawe jaką minę miał właściciel samochodu, kiedy zobaczył pod swoim samochodem z tyłu wielką plamę krwi.

by Sasky @

* * * * *

DWIE PRZYGODY

Pechowa sytuacja wydarzyła się kiedy miałem jakieś 5 lat. Byłem z ojcem nad jakimś stawem i łowiliśmy ryby tzn. ojciec łowił, ja patrzyłem. Już się zbieraliśmy, tato obładował mnie jakimiś skrzynkami, które ze względu na mój wiek były jak pół mojego ciała. Leciałem sobie zadowolony do samochodu, bach korzeń i obudziłem się w domu z rozwalonym łukiem brwiowym, który krwawił jak u boksera. Do dzisiaj mam bliznę i w tym miejscu nie rosną brwi.

Kolejny wesoły wypadek był chyba w 4 klasie podstawówki kiedy to miałem pokroić sobie bułkę, wielkim i długim nożem. Bułkę tak ułożyłem w dłoni, że nóż wszedł idealnie gładko w bułkę i o dziwo w tą część dłoni między kciukiem a resztą palców, niezły widok kiedy kciuk zwisa, a krew leci jak z fontanny... no i już odechciało mi się jeść, pozostałość po tym to trzy ślady po szwach.

by Baniapl @

* * * * *

KASKADER

Była to zima jakich wiele. Ale ten dzień poprzedził leciutki deszczyk, w nocy chwycił mróz i ze śniegu zrobiła się taka "tafla lodu". Zaraz koło domu jest fantastyczna góra do zjeżdżania na sankach. Miałem jakieś 7 lat byłem mały i chudy więc ta "tafla lodu" się pode mną nie załamywała. Góra jak to góra prawie prosty ukos. "Prawie" bo był tam na końcu trasy taki mały uskok. No więc odważnie i chojracko (bo na dole była moja młodsza siostra). Siadam na sanki, dla pewności sznurek obwiązałem sobie w koło nadgarstka. No i dalej już wiecie: uskok, przód sanek wbił się w śnieg, ja poleciałem do przodu, przywiązana ręka skutecznie zatrzymała mnie w powietrzu. Wyglądało strasznie ale skończyło się tylko wybiciem kości w nadgarstku, nadwyrężeniem ścięgna i małym szokiem.

by JOKA @

* * * * *

ZSZYŁ

Będąc małym brzdącem bawiłem się w spinanie kartek zszywaczem.
Chciałem spiąć ich więcej (i tak nie wiem po co) więc przygniotłem je trochę kciukiem. Jakoś tak niefortunnie się stało, że uderzyłem głową w stojącą obok półkę, i jakaś ciężka książka spadła na ten zszywacz. Efekt - nawet dużo krwi i zszywka dość głęboko w kciuku. Dalej pamiętam tylko że strasznie się darłem, a paznokieć miał 2 małe, ładne otwory.

by Matergames

* * * * *

BRAMKA

Parę lat temu ja i paru moich kolegów byliśmy zapalonymi miłośnikami piłki nożnej. Graliśmy na podwórku, na którym były drabinki, na których huśtały się małe dzieci. Początkowo za bramkę służył nam murek o wysokości ok. 25 cm, na którym namalowaliśmy dwa słupki, ale z powodu małej praktyczności (częste kłótnie o to, czy był gol, czy nie) postanowiliśmy poszukać czegoś innego. Kolega wpadł na genialny pomysł - przecież te drabinki wyglądają zupełnie jak prawdziwa bramka! Więc kolega tam stanął, a my (wymieniając wcześniej kilka podań, z których zazwyczaj ostatnie było moim dośrodkowaniem na głowę bądź nogę) strzelaliśmy na bramkę. W pewnym momencie zagrałem idealną piłkę na woleja, a kolega z całej siły posłał ją do bramki, zaś bramkarz złapał się za głowę w okolicy oka. Pełno krwi. Od razu pobiegliśmy po jego rodziców ("Proszę pani, proszę pani, Marek wybił sobie oko!!!"). Efekt: rozcięty łuk brwiowy, szycie, i kolega miał zakaz stania na bramce.

by Ryder18

* * * * *

WALDEMAR

To było dobrych parę lat temu w wakacje, gdy miałem 9 lat. Mieszkam na wsi, odwiedziła mnie rodzinka ze "smrodliwych i zadymionych Katowic". Wśród gości był mój wujek, z zawodu górnik, który lubił od czasu do czasu rypnąć sobie kilkanaście browarków dziennie. Warto tutaj nadmienić, że ściany w salonie mojego domciu były świeżo pomalowane na śliczny cytrynowy kolor. A wracając do tematu, mój wujek Waldemar, będąc na "znieczuleniu" chciał się pobawić na świeżym powietrzu z bratankiem. A ja się na swoje nieszczęście zgodziłem. Zabawa polegała na tym, że uciekałem przed Wademarem (skomplikowane, nie?). No i uciekałem, tyle tylko, że nie patrzyłem na drogę, lecz na ścigającego będącego z tyłu. Biegnąc tak i rechotając zaryłem z impetem w ścianę domu (była pokryta jakimś fikuśnym... hmm... pokryciem, nazywanym "barankiem", czy jakoś tak, w każdym razie wystawały z niej takie drobne "kolce"). Podniosłem się zaszokowany, dotknąłem głowy, poczułem, że z błyskawiczną prędkością rośnie mi guz. Był zadziwiająco miękki, więc nacisnąłem i poczułem coś ciepłego na twarzy. Gdy wujek dobiegł i zobaczył mnie zakrwawionego, momentalnie wytrzeźwiał i biegiem zabrał mnie do domu. Woda utleniona i prysznic pomogły,
obyło się bez wzywania karetki. A od rodzicielki (której akurat w domu nie było) dostałem ochrzan, za to, że biegnąc zakrwawiony do łazienki, zachlapałem krwią cytrynowe ściany w salonie. Współczucie ludzkie nie zna granic.

by MrLordi

* * * * *

DWA PECHOWE DNI

Jako zapalony piłkarz często grałem z kumplami na boisku w piłkę, a że nie jestem gigantem stałem często na bramce. Pewnego nie zbyt pięknego dnia 2000r. przyszedł mecz ze znienawidzonymi przeciwnikami, a ja stałem na bramce i niestety po jednym ze strzałów złamałem nadgarstek. Cóż od razu do szpitala w gips u znajomego mamy bez kolejki i ostrzeżenie, aby odpuścić sobie mecze na jakiś czas. Następnego dnia nudziłem się w sposób nieludzki, a że rodziców nie było w domu postanowiłem pojechać na rowerze do kumpla. Przy powrocie do domu ucieszony, że zdążyłem przed rodzicami wpadłem w zakręt i bum. Na szczęście asekurowałem się drugą ręką, która po chwili zaczęła dziwnie boleć. Rodzice przyjechali, potem szpital i diagnoza skręcenie drugiego nadgarstka kolejny gips. Więc przez kolejne 3 nieszczęśliwe tygodnie byłem uwięziony w dwóch gipsach, których nie zapomnę do końca życia.

by Tolasz

* * * * *

STARY A GŁUPI

MZ


Jakieś 3 lata temu doszliśmy z kolegą do wniosku, że ponowne uruchomienie starego motocykla mojego ojca (MZ zwana jaskółką z 1966 roku) to bardzo dobry pomysł i można by na tym nawet zarobić. Dobry tydzień przy niej grzebaliśmy, ale nasz wysiłek został nagrodzony. Kiedy zaryczała swoim 250ccm silnikiem wzbudzała respekt. Czym prędzej zabraliśmy ją na jazdę próbną, ja gnałem przodem, kolega ubezpieczał z tyłu ze swojej maszyny. Już wracaliśmy do garażu, coby poprawki wprowadzić, droga prowadziła w dół, nieco wyboista ale bardzo szybko licznik szedł w górę, było już koło 80kph gdy nagle poczułem że motocykl został a ja lecę sobie dalej. Ocknąłem się w krzakach na poboczu. Okazało się, że nie wytrzymała prawa śruba stabilizująca tylną oś, w efekcie czego koło pociągnięte w kierunku silnika łańcuchem złożyło się niemal w poprzek wahacza co gwałtownie zredukowało prędkość maszyny, a mnie wystrzeliło niczym z katapulty. Ja skończyłem z gigantycznymi siniakami na całym ciele, solidnie obitym kaskiem i bardzo porysowaną skórzaną kurtką, na szczęście nic nie połamałem, ale obolały chodziłem przez ponad tydzień. MZ też się bardzo nie uszkodziła. Ile mnie to nauczyło to chyba nie muszę mówić :) a sam projekt szczęśliwie doprowadziliśmy do końca i całkowicie już sprawna maszyna znalazła nowy garaż miast powoli rdzewieć wśród innych rupieci w moim.

by LordWinchester

* * * * *

ŁUCZNIK

Byłem już wtedy 28-mio letnim tatusiem. Wybraliśmy się z przyjaciółmi na weekend nad Skawę. Oprócz nieodłącznej muchówki zabrałem ze sobą półsportowy łuk. Było z nim parę godzin świetnej zabawy w strzelaniu do celu. Upał był sakramencki więc w końcu wszyscy zalegli na kocach ja poszedłem na pstrągi. Pragnienie jednak dość szybko kazało mi wrócić. Popatrzyłem na leżący łuk i jakiś kretyński impuls spowodował, że napiąłem go maksymalnie i strzeliłem pionowo w górę! Strzała po chwili zniknęła mi z oczu. W ułamku sekundy uświadomiłem sobie bezmiar własnej głupoty. Wrzasnąłem: Głowy w dół ręce na kark! Sam rzuciłem się na 2-u letnią córeczkę i przykryłem ją ciałem (bohater psiakrew!). Nic się całe szczęście nie stało. Strzała wbiła się kilkanaście metrów od nas. Indianie w ten sposób zabijali przeciwników kryjących się za przeszkodami terenowymi. Zawsze uważałem, że sama nagroda Darwina to mało. Powinno się przyznawać też odznaki Darwina! Miałbym na bank złotą!

by Prztyk

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten linek i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 31266x | Komentarzy: 5 | Okejek: 121 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało