< > wszystkie blogi

Toxyczny blog

Z perspektywy skrajnego realisty

2008, czyli przeżyjmy to jeszcze raz.

29 grudnia 2008
W niedawno pisanym liście do Przyjaciólki, pisałem że mijający rok był bardzo trudny w kwestii jednoznacznej jego oceny. Pisałem że wydarzenia smutne przeplatały się z tymi wesołymi. Bo tak tez było w praktyce. Takie podsumowanie roku i wystawienie mu jakiejś oceny niejednokrotnie sprawia nam wielkie problemy, ponieważ nie wiemy jakie wydarzenia powinniśmy uznawać za wyznacznik owej oceny. Czy te dobre (których tam nam zawsze brakuje), czy tez te złe (dzięki którym ocena roku pewnie nie byłaby za wysoka). Poprzedni rok oceniłem nisko, nawet bardzo nisko. I w tym przypadku wyznacznikiem było pewne tragiczne (dla mnie) wydarzenie, które do dziś odbija mi sie "czkawką". W tym roku nie pokuszę się o wystawienie oceny. Każdy, kto przeczyta ten wpis będzie w myślach mógł wystawić ocenę swojego roku ale też i mojego. Nie jest to żaden konkurs "audio-tele". Nie o to chodzi. Chodzi o to by w myślach zadać sobie samemu (samej) pytanie "Jaki ten rok był ??". A więc zaczynamy.

STYCZEŃ
Pierwszy miesiąc roku. W myślach pozostawał wciąż rok 2007, ale trzeba było to zmienić, tym bardziej że w styczniu mam sesję. Pełen niepewności przygotowuję się do niej korespondując z Przyjaciólką za pomocą wirtualnych listów. Listy te zawsze były dla mnie podporą, sprawiały że każdy wieczór nabierał "smaku" z powodu pisania owego listu i czytania nań odpowiedzi. Tydzień w którym miałem egzaminy był zimny i śnieżny. W dniu ostatniego egzaminu poznaję pewna Osobę, która jak sie później okazuje  staje się (do dziś) dla mnie bardzo ważna. Sesję zaliczam na samych piątkach co wprawia mnie niemal w euforię. Jednak radość szybko znika. Przez jakiś czas bezskutecznie poszukuje miejsca do odbycia stażu. W końcu rezygnuję z dalszych poszukiwań.

LUTY
Miesiąc pretendujący do miana najgorszego w roku. Na początku miesiąca rejestruję się na "naszej klasie". Prawdziwy "syf" nadchodzi dopiero 14-go. Nie dość że jest to dla mnie najgorszy dzień w roku, to w dodatku od tego dnia zaczynają się moje żołądkowe kłopoty. W pewnym momencie nawet pokusiłem sie o stwierdzenie że ten "żołądkowy dramat" jest za sprawą tych jebanych walentynek. Ale w sumie wiążąc jedno z drugim ?? Mało kto by w to uwierzył. Za pól roku (bez jednego dnia) skończę 23 lata i nie dostałem w życiu żadnej walentynki. Nie żalę się, po prostu dla mnie to rzecz niespotykana a w dodatku tak bliska bo chodzi o mnie. Tego dnia włączyłem komputer jedynie na kilka minut by napisać do dwóch osób po kilka zdań na GG. Następnego dnia zjeżdża sie rodzina by kupić babci mieszkanie w mieście. Dochodzi do transakcji i od wtorku 19-go ruszamy wraz z rodzicami do generalnego remontu. Po dwóch dniach problemy żołądkowe mijają. Myślałem że już na stałe, jak sie później okazuję - myliłem się.

MARZEC

Początek miesiąca zdominowany remontem mieszkania dla babci. Z dnia na dzień coraz bardziej dawał mi sie on we znaki, jednak obiecana mi została pewna kwota za pomoc w remoncie, więc trzeba było zacisnąć zęby i dokończyć to co zaczęliśmy. Około połowy miesiąca kończymy. Prawdopodobnie w marcu z Przyjaciółką przeszliśmy z wirtualnych  listów na GG. Dokładnie nie pamiętam kiedy to było, jednak wbrew pozorom to wydarzenie było dla mnie bardzo ważne. Przed 20 marca likwiduje profil na "naszej klasie". Druga połowa miesiąca to uganianie się z papierami. Niejednokrotnie urzędowe sprawy doprowadzały mnie do wściekłości, czego efektem był krótkotrwały nawrót żołądkowych problemów. Załatwianie urzędowych spraw całkowicie wypełniło mi drugą połowę miesiąca, ale później już było ok. Dwie osoby były dla mnie wielkim wsparciem. Zresztą są nim do dziś. Działo się w tym miesiącu nawet sporo.

KWIECIEŃ
Marcowe bieganie po urzędach owocuje w postaci stypendium (które mi sie należało). W tym miesiącu urzędowych spraw było już nieco mniej. "Do głosu" zaczęła dochodzić szkoła. Duża liczba prac kontrolnych spowodowała chwilowy brak nudy, jednak po zrobieniu ich nuda powróciła. Zaczynam nałogowo jeść słodycze i pic napoje gazowane. Pod koniec miesiąca powracają problemy żołądkowe tym razem na dłużej. Decyduje się na morfologię. Sparaliżowany strachem idę po wyniki, okazuje się że są niemal wzorowe...

MAJ
Żołądek na całego daje o sobie znać. W długi weekend wybieram sie do dziadków, którzy zaczynają mi wmawiać różnorakie choroby co jeszcze gorzej działa na moje samopoczucie i wpędza w dół, który z każdym dniem coraz bardziej sie zwiększał. Pod koniec miesiąca zaczynam obserwować gołębie wysiadujące jajka na moim balkonie. Oczekuje też na EURO. Na urodziny robię Przyjaciółce prezent z którego bardzo się ucieszyła :)

CZERWIEC
Przez głupotę sąsiada gołębie porzucają małe piskle, którym zaczynam sie opiekować. Niestety po pewnym czasie młody gołąbek umiera a ja wpadam w jeszcze większy dół. Może to i głupie jednak bardzo przywiązałem się do tego małego stworzonka i po jego śmierci czułem się okropnie. Czerwiec był też miesiącem przemeblowań. W sumie przemeblowania potrwały do początku lipca. Tworze ponownie profil na "naszej klasie" ale teraz wyłącznie w celach szkolnych (forum
mojej grupy) co udowadniam usunięciem wszystkich znajomych. W środku czerwca wreszcie wymieniono w moim mieszkaniu okna. A do swojego pokoju chciałem dokupić biurko. Przez cały czerwiec (podobnie jak przez maj) bardzo dokuczał mi żołądek. Dotąd nie wiem dlaczego nie udałem sie do lekarza... 2 dni przed urodzinami dowiaduję się, że nie ma możliwości bym na wakacje wyjechał nad morze w celach zarobkowych. Również to mocno mnie podłamało. Na koniec miesiąca urodziny i wspaniała niespodzianka od Przyjaciółki. W takich chwilach żałuje się że urodziny obchodzi sie tylko raz w roku.

LIPIEC
Początek lipca to przede wszystkim remont mojego pokoju. Pozbywam się części starych mebli i kupuje biurko oraz szafkę, przez co pokój zyskuje na przestronności. Rodzice dają wolna rękę co do wyboru mebli i rozmieszczeniu ich w pokoju. Efekt według mnie bardzo pozytywny. Krotko po remoncie urząd odbiera mi stypendium. Znajduje prace przy roznoszeniu ulotek, co prawda tylko na wakacje ale lepsze to niż nic. Siedzeniem w domu pieniędzy nie zarobię... W połowie miesiąca zaczynam intensywną grę w "Multi Lotek". W międzyczasie rozmowy z Przyjaciółkami, które pomagają przetrwać jakoś ten miesiąc. Zakładam konto na joemonster.org i zaczynam prowadzić blog.

SIERPIEŃ
Z zapartym tchem sledze sytuacje w Gruzji a także wyczyny naszych reprezentantów na (według mnie) chorych igrzyskach w Chinach. Żołądek w dalszym ciągu dokucza. Na początku miesiąca spotkanie z Przyjaciółką w Stolicy. Gdybym wybierał "wydarzenie roku" to właśnie to spotkanie było by jednym z głównych kandydatów do wygrania tego "plebiscytu". Spotkanie umacnia ponad roczną znajomość. W międzyczasie biegam z ulotkami za śmieszne pieniądze. Ale patrząc na to z innej strony - gdybym siedział w domu psychicznie bym nie wytrzymał. Z utęsknieniem czekam na koniec wakacji.

WRZESIEŃ
Na początku miesiąca wygrywam 700 złt w "Multi-Lotek" a także zaczynam z ojcem remont balkonu (zastąpienie szyb panelami, malowanie balkonu, barierek...). Szkoła zaczyna sie w połowie miesiąca. Kłopoty żołądkowe nie ustają, pod koniec miesiąca postanawiam że trzeba z tym coś zrobić. Lepiej późno niż wcale. Wreszcie udaje się na wizytę u gastrologa. Dostaje skierowanie na badania z wynikami których mam się zgłosić do lekarza. Wyniki okazują się dobre, lekarz przepisuje mi leki.

PAŹDZIERNIK
Zaczynam rozglądać się za pracą w międzyczasie biorąc przepisane przez lekarza leki. Zaczynają działać po ok 2 tygodniach... Pod koniec miesiąca z kumplem robimy wypad by uregulować sprawy związane z wojskiem. Sprawy załatwiamy szybko i sprawnie. Miesiąc nudny nie wliczając licznych rozmów gadu-gadowych podtrzymujących na duchu.

LISTOPAD
Powracam do opuszczonego "monsterowego" bloga. Święto Zmarłych wpędza w mały dołek, skłania do refleksji, zadumy. Czy gdy i ja odejdę z tego świata, ktoś na moim grobie zapali choćby wtedy jeden mały znicz ?? Krótko po Wszystkich Świętych" kolejny wypad w sprawie wojska, tym razem z bratem. Pojechałem w charakterze przewodnika ale przyznam że lepsze było to niż siedzenie w 4 ścianach. Problemy żołądkowe wreszcie słabną, jednak powoli. Cały miesiąc chodzę wkurwiony, zastanawiam sie nad wizyta u psychologa. Ostatecznie rezygnuję. W gazecie znajduje ciekawe ogłoszenie o pracę, dzwonie. Człowiek zapewnia odpowiedź w ciągu 3 dni. Nie dzwoni przez ponad 3 tygodnie.

GRUDZIEŃ
Na początku miesiąca przeżywam zawód związany z ogłoszeniem z listopada. Gdy uznaję że dzwonienie tam było pomyłką, okazuje się że człowiek dał odpowiedź. Kilka spotkań, straconych nerwów, ale ostatecznie zostaje zatrudniony. Podpisuje umowę od 5.01.2009 do 31.01.2009. Kłopoty żołądkowe coraz wyraźniej ustępują. Zastanawiam sie nad powtórzeniem leków. Jeden tydzień wycięty z życiorysu z powodu prac kontrolnych. I wreszcie święta. Czas radości i cała ta atmosfera zupełnie mi sie nie udziela. Po krótkim namyśle decyduje się na napisanie do Przyjaciółki listu. W ostatniej chwili orientuję się że zginął mi Jej adres, przez co zmuszony jestem wysłać mój list mejlem. List sprawia Przyjaciółce dużą radość :)


Taki był 2008 rok. Ciekaw jestem jak będzie wyglądało podsumowanie następnego roku. Może za rok będę zupełnie gdzie indziej, może wreszcie nie sam jak klawisz [ESC], ech chciałbym. Pożyjemy - zobaczymy.


Szczęśliwego Nowego Roku.



 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi